W
dzisiejszym wpisie skupiłem się na kultowej i ponadczasowej już kompozycji,
jaką jest Azzaro- Pour Homme. Perfumy te miały premierę aż 41 lat temu (1978),
a mimo wszystko nadal są dostępne na półkach perfumerii sieciowych. Fakt ten
świadczy o tym, że bohater wpisu jest jednym z liderów męskiej rodziny perfum fougère. Swój sukces zawdzięcza dość obszernej piramidzie nut oraz idealnym
proporcjom dobranym przez jego twórców (Gerard Anthony, Martin Heiddenreich,
Richard Wirtz). Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że Azzaro- Pour Homme jest o wiele
bardziej skomplikowany i wymagający, niż większość przedstawicieli rodziny „paprociowatych”. Otwarcie kompozycji jest dość inwazyjne, gęste i
oszałamiające. Bez chwili wątpliwości wiemy, że mamy do czynienia z samczą
kompozycją dla stereotypowych „facetów z jajami”. Tuż po pierwszym
psiknięciu pomieszczenie przesiąka chmurą składającą się z soczystych cytrusów,
lawendy, kminku, anyżu i ziół. Powstała mieszanka jest wyraźna i mocno
nawiązuje klimatem do woni barber shopów. Posiada pewien orientalny niuans,
który pięknie przeplata się z klasycznymi retro nutami. Z biegiem czasu, powstała woń coraz bardziej utwierdza nas w przekonaniu, że Azzaro- Pour Homme jest bezpardonowym zapachem dla
samca alfa. Serce kompozycji zostaje wzbogacone m.in. o dozę
drzewnych nut (cedr, wetyweria, paczula), wnosząc odrobinę mroku, cierpkości, i
według mnie, to właśnie im zawdzięcza płynną ewolucję między głową a bazą
kompozycji. W dolnych nutach wyłania się lekko słodki, skórzany akord,
charakterystyczny dla perfum lat 80-tych, który wraz z szorstkim i mrocznym
mchem dębowym dopełnia całości i tworzy niemal idealny, męski zapach.
Azzaro-
Pour Homme jest niedzisiejszą kompozycją, co można wyczuć już od
pierwszego kontaktu. Przypuszczam, że jego zwolennicy mają ok. 50 lat (a może i
więcej), ale nie przeszkadza mi to, aby zaniżyć średnią i dołączyć do grona
jego fanów. Pomimo licznych reformulacji perfumy przetrwały próbę czasu, jednak
ucierpiała na tym sama kompozycja, ponieważ stała się bardziej “soft”. Ten wpis
i recenzję opieram na starszej formule, pochodzącej z końcówki
lat 90-tych. W porównaniu do obecnych wersji jest ona bardziej złożona, ziołowa
i szorstka. Gdybym nawet nie miał okazji poznać wersji vintage przypuszczam, że
i tak z miłą chęcią sięgnąłbym po flakon dostępny obecnie na półkach
perfumeryjnych, ponieważ sam zapach jest zdecydowanie warty poznania.
Twórca kompozycji: Gerard Anthony, Martin Heiddenreich,
Richard Wirtz
Nuty głowy: kminek, irys, lawenda, szałwia muszkatołowa, bazylia, anyż, bergamotka, cytryna
Nuty serca: drzewo sandałowe, jagody jałowca, paczula, wetyweria, cedr i kardamon
Nuty bazy: skóra, fasolka tonka, bursztyn, piżmo, mech dębowy
Zdjęcie do powyższego wpisu zostało zapożyczone z portalu www.fragrantica.pl.